Coś ciekawego

Dzisiaj wpis o tym, co w ostatnim czasie zrobiliśmy ciekawego.

Serduszka z kredek woskowych

Pierwsza propozycja – walentynkowa. Szczerze przyznam, że nie spodziewałam się takiego zachwytu nad tym, co powstało w sposób prosty i łatwy. Chyba każde dziecko ma pudełko ze starymi, połamanymi kredkami świecowymi (woskowymi), które można przerobić na urocze, wielokolorowe kredki. Wystarczy je jeszcze bardziej połamać a i rozkruszenie młotkiem wchodzi w grę. Następnie trzeba tylko wrzucić je do silikonowych foremek (u nas serduszka – ot takie walentynkowe upominki) i na chwilkę włożyć do piekarnika (na 10 – 15 minut w 60 st.). Kiedy kredki już się roztopią odkłada się je do zastygnięcia i gotowe  – zupełnie nowe, zupełnie kolorowe, zupełnie urocze. Pomysł wyszukany w internecie, sprawdzony i na pewno jeszcze nie raz przerobimy woskowe odpady na coś innego.

W głowie już powstała koncepcja zrobienia uroczych świeczek tym samym sposobem…

IS_serce z kredek
Serduszka z kredek woskowych

Kolorowy eksperyment czyli farbujemy ryż bibułą

Robiliśmy też eksperyment – zabawa prosta, niebrudząca a jakże absorbująca. Ćwiczy rozróżnianie kolorów, małą motorykę, precyzję i staranność. Potrzebne są kolorowe miseczki, kolorowa bibuła (paski), strzykawka, woda, ryż, łyżka i patyczek do mieszania.

Co dziecko robi i po co?

  • Dziecko ma za zadanie porozrywać paski bibuły na małe kawałeczki. Wcale nie jest to takie proste, jak się wydaje… Zauważyłam, że każde dziecko najpierw próbuje rozrywać kawałki bibuły łapiąc ją całą dłonią, co się jednak nie udaje. Dopiero złapanie jej samymi paluszkami i delikatne rozrywanie okazuje się skuteczne. Super ćwiczenie zarówno palców jak i cierpliwości…
  • Kawałki bibuły wrzucamy do odpowiednich miseczek (celowo wymieszałam wszystkie kolory, aby małe łapki wybierały spośród nich odpowiedni kolor i wrzucały go do odpowiedniej miseczki).
  • Następnym krokiem jest nabranie strzykawką wody i wyciśnięcie jej do bibuły (przy 2 i 3 latkach zazwyczaj pomoc dorosłego jest niezbędna, ciężko jest nabrać wody do strzykawki). Tutaj trzeba użyć sporo siły i pilnować, aby strzykawka skierowana była w odpowiednią stronę – brawa za brak zniechęcenia i próbowanie wykonanie zadania pomimo nieudanych prób!
  • Taką zupę bibułową mieszamy, aż woda zmieni kolor. Kawałki bibuły wyciągamy patyczkiem a do miseczki wrzucamy łyżką ryż (oczywiście pilnując łapki, żeby nie rozsypywała ryżu a te ziarenka, co uparcie spadną na blat stołu zbieramy paluszkami). Mieszamy i odstawiamy, aż ryż zmieni kolor.

Takie to proste a tak duże ze zdziwienia i zachwytu robią się oczy dziecka patrzące na zielony, pomarańczowy i niebieski ryż…

farbowanie ryżu bibułą 2 (2)
Serduszka z kredek woskowych
farbowanie ryżu bibułą
Serduszka z kredek woskowych
farbowanie ryżu bibułą 2 (1)
Serduszka z kredek woskowych

Urodziny Niuni

W tym tygodniu mieliśmy też zaszczyt  świętować drugie urodziny cudownej, małej damy – przygotowaliśmy razem dekoracje z bibuły (jakże prosty a jakże uroczy, kolorowy łańcuch z bibuły!), którymi dzień wcześniej z Julem i Tatą ozdobiliśmy pokój. Razem przygotowaliśmy owocowe koreczki i banany w czekoladzie, odtańczyliśmy urodzinowe tańce, wręczyliśmy kwiaty i upominek, dmuchaliśmy świeczki. Tuż przed dmuchaniem świeczek na drugim urodzinowym torciku pojawili się mili goście – to był bardzo wyczerpujący, ale wspaniały dzień.

Rośnij zdrowo kochana Dziewuszko!

prosty łańcuch urodzinowy z bibuły, ozdoba urodzinowa diy
Serduszka z kredek woskowych

Ciastka owsiane, książki i inne przyjemności

Znów nastał okres, w którym żałuję, że doba jest krótka. Muszę się nieźle nagimnastykować, żeby każdy dzień był dobrym dniem, żeby wszystko miało kończyny, żeby obowiązki były wypełnione, przyjemności wszelakie zaliczone, obiad ugotowany, chałupka i zakupy ogarnięte (pomnik dla tego, kto wymyślił e-zakupy w Tesco!). Ale jestem w dobrym punkcie swojego życia, więc pomimo codziennego braku trzech godzin czuję, że jest dobrze. I cieszę się, że kiedy tydzień się kończy mam poczucie satysfakcji, że plany zostały zrealizowane, dom nie przypomina wysypiska, syn bogatszy w nowe umiejętności a ja nie padłam a wręcz przeciwnie – czuję się pełna energii i pozytywnego myślenia.

Urodzinowe stare szachy

Niedawno Niepoślubiony miał urodziny, w związku z czym przekopałam pół Internetu szukając „tego” prezentu. Kiedy powoli traciłam nadzieję – znalazłam! Przepiękne szachy z lat 50 – tych, szarpnięte zębem czasu (i chyba nie tylko czasu…), z cudownie zużytą planszą… Po prostu kolejna perełka do naszej kolekcji przedmiotów z duszą. Pierwszą partię późną porą mamy już za sobą i pewnie łatwo odgadnąć, kto wygrał a kto przegrał tą potyczkę… Jak myślicie?

Ku mojemu zdziwieniu Julo bardzo zainteresował się szachami. Pokazuję mu więc, jak się w nie gra. Ustawiamy figury i wykonujemy ruchy, potrafi dużo czasu spędzić samemu nad planszą – przestawia, rozmawia, zbija, układa… I dobrze, w końcu gra w szachy wspaniale rozwija pamięć i koncentrację a jak to powiedział ktoś „Nauczcie dzieci grać w szachy a o ich przyszłość możecie być spokojni”.

szachy
Szachy

Krecik i przyjaciele – naklejki wielokrotnego użytku 😉

 

Chcę Wam pokazać dwie zabawki, które okazały się u nas strzałem w dziesiątkę. Pierwsza to układanka (?) z Krecikiem. Zestaw do zabawy zawiera kolorową planszę i kilkanaście różnych elementów – postaci z kultowej bajki o Kreciku, z których można tworzyć przeróżne sceny układając je w dowolny sposób na planszy. Bawimy się tym już prawie dwa lata – nie da się znudzić.

krecik zabawa
Kretek

 

krecik

Kretek

 

„Puzzle art” czyli w prostym pomyśle siła

Druga zabawka, która okazała się zajmującym przez długi czas hitem to układanka „Puzzle art”. Dołączona do zestawu broszurka z propozycjami obrazków do ułożenia inspiruje, jednak dla Jula to jeszcze zbyt wysoki poziom. Układamy więc proste figury, obrazki – samochody, kwiatki, domy. Rewelacyjny sposób na usprawnianie małej motoryki i oczywiście rozwijania wyobraźni.

ukadanka puzzle art
Hocki klocki ukladanki

Książki, książki, książeczki

A jakie książki mamy na luty? Mama swoje, dziecko swoje. Uwielbiamy niespodzianki od Taty – Julas dostał świetną książkę o Kocie Simona (propozycja dla każdego – dużego i małego odbiorcy, rewelacyjne rysunki, humor wyborny…) a ja ciekawą lekturę o rysunkach dzieci.

W styczniu nadrabiałam zaległości czytając Władcę Pierścieni. I tutaj moja rada – jeśli zabieracie się za powieść składającą się z kilku tomów upewnijcie się, że ów tomy będą przełożone przez tego samego tłumacza… Ja się nie upewniłam i zaczynając „Dwie wieże” cierpię z powodu niemożności przyzwyczajenia się do zupełnie innego stylu, dziwnych konstrukcji zdań… Koszmar. Niby o tym samym a jednak jakby zupełnie inna książka. Chyba jednak poczekam, aż dobry brat dostarczy mi drugą część ze swojego kompletu Tolkiena a ja w tym czasie pochłonę (tak, na pewno to będzie pochłanianie) pana Kapuścińskiego! Nigdy nie wyjdę z podziwu, nigdy nie przerwie się mój zachwyt nad jego sposobem opisywania świata – jest dla mnie mistrzem!

heban
Do czytania

Malowanie nóżkami

W chorobowe dni spędzaliśmy czas na wykończeniu farbek – malowanie stopami dało wiele radości, zwłaszcza że na nóżkach się nie skończyło. Farba pokryła 70% powierzchni ciała syna naszego, a pomalowanie sobie twarzy na czarno doprowadzało go do niekontrolowanych wybuchów śmiechu… Warto. Sprzątania było później na dwie godziny, ale warto.

malowanie stopami
Malowanie stopami

Ciasteczka owsiane

A na osłodę dodam tylko, że zrobiliśmy najwspanialsze ciasteczka owsiane na świecie. Przeczytawszy kilkanaście przepisów odłożyliśmy w kąt książki kucharskie i daliśmy się ponieść fantazji – efekt był powalający. Niestety zrobiliśmy owych ciasteczek za mało, by obdzielić wszystkich, w związku z czym może już dziś zrobimy drugi rzut – podwójną porcję.

ciasteczka owsiane najlepsze na świecie

Zabawy na rozgadanie Dziedzica – cz. 2

Domowe zabawy logopedyczne

Jak obiecałam tak dotrzymuję słowa – przedstawiam niniejszym przykłady naszych zabaw, mających na celu ćwiczenie aparatu mowy, mięśni biorących udział w mówieniu, wypowiadanie sylab, głosek, dźwięków wszelakich itd. Zaznaczam jednakże na wstępie, iż owe propozycje są wymyślone przeze mnie a więc nie przez profesjonalistę, logopedę czy terapeutę. Są to zabawy, które wymyśla matka dla dziecka i tak należy je traktować przede wszystkim a to, że pomagają w rozgadywaniu dziecka to jest ich dodatkowy atut. Poza tym są sposobem na utrwalanie liter i stanowią w jakimś stopniu pomysły na „zabawę w czytanie” i liczenie. I jeden pomysł z gatunku „musisz to mieć” jako gratis. 🙂

Plan mam taki, że pewnego dnia przyłożę się, poświęcę więcej czasu i popełnię staranne obrazki, które zbindowane posłużą kolejnym dzieciom moim i nie moim. Póki co – przedstawiam nasze aktualne prace, przyklejone do ściany przez Julasa, przez niego również „poprawione” 🙂

Rakieta, odgłosy kosmosu i inne

Aby móc bawić się z rakietą należy ją najpierw stworzyć – my zrobiliśmy na 3 kartkach A4 sklejonych ze sobą. Jest namalowana wspólnie, wspólnie kolorowana, ozdobiona naklejkami. Na gotowym obrazie napisałam różne sylaby, literki, cyfry. Zabawa za każdym razem ma różny przebieg, bo za każdym razem wymyślam inną historyjkę. Przykład takiej opowiastki z pokazywaniem, wydawaniem dźwięków i naśladowaniem znajduje się poniżej – pogrubione wyrazy Julo ma powtarzać a przynajmniej próbować (po każdym słowie, sylabie, głosce do powtórzenia robię znaczącą przerwę, mały rozumie aluzję       i powtarza).
Siadamy po turecku przed ścianą z rakietą, składamy ręce jak do modlitwy. Uwaga! Trzy, dwa, jedenstaaaaaaaaaaaaaaart!!! – rakieta startuje, ręce wznosimy do góry i robimy dżżżżżżżżżżżżżż… Kiedy rakieta jest już w przestrzeni kosmicznej można przejść do opowiadania dotyczącego tego, co widzimy na rysunku. A więc są różne planety: Laaaaaaaa, Leeeeee, Liiiiiiii, Luuuuuuu, Loooooooo (nazwy planet wypowiadamy w różny sposób: głośno i cicho, szeptem i krzykiem, grubym głosem i cienkim, krótko „La” i długo „Laaaaaaa”). Na obrazku widać też złote gwiazdki „Tu! Tu! Tu!” oraz mały statek kosmiczny, który lata szybciutko robiąc wżżżżżżżżżżżż – zielone U – FFF – O. Do rakiety przykleiły się też różne literki – A, E, U, I, O, Y. Żeby rakieta nie zgubiła się w kosmosie trzeba włączyć specjalny tryb – służą do tego przyciski po prawej: Tip, Tuk, Tok, Ten, Tam. Ra – kie – ta odpala dodatkowe silniki: szszszszszszszszszszszszsz i buch – leci jeszcze szybciej! Spojrzeć warto do okienka – tam jest tata, mama i Julo, którzy machają radośnie łapkami pa pa pa pa pa!

IS_zabawy logopedyczne w domu plansze ćwiczenia buzi i języka (2)
Rakieta logopedyczna

I tak dalej, i tak dalej… Aby zabawa była ciekawa wystarczy włączyć wyobraźnię, odpalić silniki i stwarzać jak najwięcej różnych kombinacji dźwięków do powtórzenia.

Plansze do zabaw logopedycznych DIY

Na podobieństwo i wzór zabawy z rakietą powstały różne inne plansze do zabawy z dźwiękiem – jest szumiąca śmieciarka, dźwig, drzewo, kwiatek. Są też ilustracje ze zwierzątkami – do ćwiczenia odgłosów wydawanych przez zwierzynę (powtarzamy cicho, głośno, szybko, bardzo szybko, powoli – np. jak muczy krowa, jak jest zmęczona i chce spać a jak muczy na dyskotece). Motylki lecą do siebie albo szybko (ciach, ciach, ciach – podczas „ciachania” przejeżdżamy paluszkiem po torze lotu) albo powoli (ciiiiiiiiii – i również paluszkiem drogę wskazujemy). Jest też plansza o motylkach, które zgubiły drogę i nie mogą jej odnaleźć (paluszkiem po „ósemce” z dowolnym dźwiękiem). Co jeszcze mieliśmy – widać na zdjęciach. Opisywać nie ma chyba sensu, można się domyślić a i samemu zrobić dziesiątki takich pomocy, które można wykorzystywać w wielu innych zabawach, sytuacjach (np. rzucamy kamyczkiem, na który palec spadnie kamyk to taką sylabę mówimy itp.)

IS_zabawy logopedyczne w domu plansze ćwiczenia buzi i języka (8)
Plansza do ćwiczeń logopedycznych DIY
IS_zabawy logopedyczne w domu plansze ćwiczenia buzi i języka (7)
Plansza do ćwiczeń logopedycznych DIY
IS_zabawy logopedyczne w domu plansze ćwiczenia buzi i języka (4)
Plansza do ć

IS_zabawy logopedyczne w domu plansze ćwiczenia buzi i języka (6)

IS_zabawy logopedyczne w domu plansze ćwiczenia buzi i języka (5)
Plansza do ćwiczeń logopedycznych DIY
IS_zabawy logopedyczne w domu plansze ćwiczenia buzi i języka (1)
Plansza do ćwiczeń logopedycznych DIY

Zabawy z dźwiękami

Żeby dobrze mówić trzeba dobrze słyszeć a skoro ćwiczymy mowę to i słuch ćwiczymy. Mamy swój zestaw ulubionych dźwięków (mp3), które wykorzystujemy do:

  • zagadek typu: Co to za dźwięk? Co to za zwierzę? Jaki to pojazd?
  • zabaw w naśladowanie: na „raz – dwa – trzy” zamieniamy się w to, co akurat usłyszymy (tu bywa śmiesznie – o ile w tygrysa i karetkę łatwo się zamienić o tyle w wodospad czy stłuczone szkło nieco trudniej…),
  • zabaw w dobieranie: tutaj wykorzystujemy same dźwięki zwierząt i po rozpoznaniu odgłosu odnajdujemy owego zwierza   w książce czy wśród zabawek,
  • zabawa w naśladowanie pojazdów – nie ma co tłumaczyć, bo jak wóz strażacki jeździ każdy wie.

Rozpoznawanie, nazywanie i naśladowanie przeróżnych dźwięków to świetna zabawa – oprócz zwierząt, pojazdów i czynności (mycie zębów, nalewanie wody itd.) lubimy przeróżne odgłosy przyrody. Mnóstwo jest w Internetach ciekawych nagrań do seansów relaksacyjnych – warto poświęcić chwilę i znaleźć wśród nich te, które będą miłe dla naszych uszu (ja mam przypadłość, że na większość „relaksacyjnych” kawałków reaguję nerwicą, więc starannie dobieram utwory) a dźwięki będzie można łatwo rozróżnić.

I oczywiście codziennie słuchamy choć jednego słuchowiska – najbardziej lubimy te stare, polskie, z duszą, ale nie gardzimy nowymi nagraniami, zwłaszcza w wykonaniu ulubionych artystów. Co polecamy? Przede wszystkim Bajki Natalki – Jak Kumka   z Gumką Jogging uprawiały oraz Pan Koń. Toż to syn mój na pamięć będzie znał to, co i ja pół dzieciństwa słuchałam.

indeks
Bajki Natalki

Instrumenty muzyczne

Zabaw z wykorzystaniem prostych instrumentów muzycznych jest mnóstwo, więc nie będę się rozpisywać – wystarczy wkroczyć w Internety z zapytaniem. Czy warto bawić się w ten sposób? Myślę, że warto – umuzykalnianie, ćwiczenia słuchowe, rytmiczne, do tego elementy gimnastyki… zwłaszcza w okresie jesiennym dużo dzwonimy, grzechoczemy, dudnimy – jakoś zawsze nam do tematu pasuje. O naszych instrumentach jeszcze kiedyś napiszę.

Piosenki, wierszyki i rymowanki

Codzienne śpiewanie piosenek z pokazywaniem dużo dało Julkowi, choć nie ukrywam, że bardzo dużo czasu zajęło mu „rozkręcenie się”. Owszem, tańczy i pokazuje od małego – odkąd w ogóle się uczymy „pokazywanek”, ale powtarzać słów oczywiście nie chciał. Być może to nasilone działania moje z zakresu walki z jego milczeniem przyniosły skutek, być może po prostu stał się gotowy śpiewać. Tak więc w związku z jego przełamaniem wróciliśmy do piosenek najłatwiejszych w śpiewaniu – prym wiedzie „Siała baba mak” – lubi i próbuje to śpiewać. Wybieram takie piosenki, w których występuje stosunkowo dużo jednosylabowych czy dwusylabowych, prostych słów i wszelakie onomatopeje.

Rymowanki i krótkie wierszyki przewijają się u nas wiele razy w ciągu dnia, podczas zabawy, różnych czynności itd. Mam pamięć do takich rzeczy, więc co mi się zakoduje to później wykorzystuję – „Przy wspólnym stole, podczas jedzenia, składamy sobie dobre życzenia” (z wieczorynki, której nawet tytułu nie pamiętam), „Cichuteńko będę szedł tu, na paluszkach ani mru mru”, „Nóżki robią tup, tup, tup. Rączki robią bam, bam, bam” itd. itd. itd.

Ćwiczenia języka

Lizanie podobno jest świetnym ćwiczeniem języka, w związku z czym Julas ma często przykazane lizanie różnych rzeczy – liże lizaki (choć akurat to ograniczam do minimum), oblizuje talerzyk wymazany jogurtem, liże krawędź górną kubka zamoczoną    w syropie z czarnego bzu, liże łyżkę zanurzoną w miodzie, próbuje wylizać pudełeczko po jogurcie. Poza tym próbuje wypić wodę z miseczki niczym kotek swoje mleko, wydostać z kubeczka cukrową kulkę (taką do ozdabiania babeczek) za pomocą języka, wyzbierać językiem ryż preparowany rozrzucony po stoliku.

Poza tym po miesiącu z hakiem ćwiczeń potrafi pokazać językiem, gdzie mieszka krasnoludek (krasnoludek mieszka w buzi   a pokazuje się go tak, że wypycha się językiem policzek od wewnątrz). Oblizuje swoje wąsy zrobione przez kakao, próbuje dostać językiem nosek i robić z języka węża (wysunąć go jak najbardziej do przodu). Takie zabawy często robimy z lusterkiem – wydaje mi się, że to małemu ułatwia sprawę.
Malowaliśmy też językami – wystarczy na miseczkę chlapnąć np. soku z buraków, moczyć w nim końcówkę języka i robić kropki na kartce. Zabawa świetna, dużo śmiechu gwarantowane.

Ćwiczenia buzi

Do ćwiczeń buźki również wykorzystujemy gotowe wierszyki – nasz ulubiony to „Aby było nam wesoło masujemy sobie czoło”. W ćwiczeń buziaka (oprócz wspomnianych już m.in. ćwiczeń oddechowych) wykorzystujemy również jedzenie – pokazowo gryziemy (żujemy) skórkę chleba, bawimy się w mrówkojada zjadając ze stołu „chrupki śniadaniowe”, przenosimy chrupki buźką z miseczki na talerzyk i odwrotnie, naśladujemy króliczki (robiąc klasyczne „dziubki do słitfoci”). Kładziemy swoje zacne brody na stole i wypowiadamy różne dźwięki, głoski. Robimy miny wszelakie – od zdziwionych po zmartwione. Próbujemy zjeść ćwiartkę jabłka zawieszoną na sznurku (bez użycia rąk oczywiście), wciągnąć nitkę makaronu lub słonego paluszka.

🙂 GRATIS 🙂

Coś, co każdy w domu mieć powinien niezależnie od wieku swojego i swoich dzieci. Oczka. Pudełko z oczkami to rzecz niezbędna jak taśma klejąca czy plastelina. Dzięki nim zwykła gazeta może być rekwizytem świetnej zabawy, przeciętny rysunek nabiera nowego wyrazu, gałka od szuflady może być nosem, kamyki – potworkami a nakrętki – ufoludkami. Polecam.

Kupta oczy i bawta się

IS_plastikowe oczy zabawa dla dzieci
Zabawy ze sztucznymi oczkami

Zabawy logopedyczne cz. 1

„Chłopcy zaczynają mówić później…”

Często słyszy się, że chłopcy „zaczynają mówić później”. Nasz taki jest – nie mówi jeszcze ludzkim głosem. Oczywiście ma pewien zestaw słów, które zna, które wypowiada (jedne lepiej a inne mniej poprawnie, ale jednak), jest dość komunikatywny (ze mną i ojcem swym się dogada na każdy temat, gorzej z innymi). Jako, że matkę ma upartą (jakby nie patrzeć syn „na wzór i podobieństwo”…) od dawna podjęłam kroki ku temu, aby pomóc mu jak najbardziej w doskonaleniu tej wspaniałej czynności, jaką jest mowa. Odkąd więcej czasu w ciągu dnia poświęcamy na zabawy logopedyczne i takie, które usprawniają aparat mowy, wzmacniają mięśnie biorące udział w oddychaniu itd. Julas zrobił duże postępy – próbuje powtarzać nowe słowa, zaczyna tworzyć zdania („rebusy”) składające się z kilku wyrazów a przede wszystkim – chce! On chce ćwiczyć, chce powtarzać, chce wydawać z siebie nowe dźwięki. I to mnie cieszy najbardziej, o to właśnie mi chodziło.

Oczywiście Julowi nie brakuje rozmów – mówiłam do niego jak był jeszcze w brzuchu, opowiadałam mu o wspaniałościach świata tego, więc jak się łatwo domyślić „nawijam” do niego nadal nieustannie. Dużo czytamy książek, dużo słuchamy muzyki – i piosenek dla dzieci (tych łatwych, w których mały próbuje powtarzać np. ostatnie słowo w zdaniu) i trudniejszych w odbiorze (tutaj specjalistą jest tata). Ponadto ćwiczymy słuch dzięki przeróżnym zabawom w rozróżnianie dźwięków (odgłosy zwierząt, odgłosy natury, czynności, samochodów) i ich naśladowanie. Zobaczywszy, jak bardzo pochłonęła go książka Mamoko i jak chętnie z niej korzysta zaopatrzyłam go w dwie kolejne z tej serii – Mały sam chce opowiadać co widzi, próbuje nazywać przedmioty, miejsca, postacie. Niech ma, niech próbuje. Książka pacynka (prezent od przemiłych Gości) – strzał w dziesiątkę! W końcu on lepiej wie, co może powiedzieć koala.

Przekopałam pół Internetu w tym temacie, szukałam inspiracji i podpowiedzi dotyczących sposobów na usprawnianie aparatu mowy i ćwiczenie buźki i języka – takie, które będą przede wszystkim zabawą. Moim celem nie było klepanie ćwiczeń i żmudna praca a sprawienie dziecku radości, bawienie się z nim a przy okazji ćwiczenie tego, co ćwiczeń wymaga.

Prezentuję zatem nasz pakiet – zebrałam wszystkie zabawy, zarówno te sprzed roku jak i te nowsze. Dostosowałam je do poziomu mniej więcej dwuletniego dziecka. Z dumą mogę się pochwalić, że mój cel został osiągnięty – Julo sam sięga po to, co służy do ćwiczeń buźki!

Proste zabawy logopedyczne

Dzisiaj prezentujemy pierwszą część naszych logopedycznych pomysłów. W kolejnej (mam nadzieję, że wkrótce opracowanej) znajdą się inne zabawy, przykłady wierszyków, rymowanek i piosenek oraz ćwiczenia (np. z wykorzystaniem zrobionych przez nas plansz, gry, ćwiczenia wymowy sylab, głosek itd.).

Zapewne każdy rodzic, który tak jak ja chce pomóc swojemu dziecku w zakresie doskonalenia umiejętności mówienia, przerabiał ze swą latoroślą ćwiczenia oddechowe. U nas sprawdzają się przede wszystkim takie:

Wiatraki

Z wiatrakami jest bardzo ciekawa sprawa, ponieważ są intrygujące. Niewielki domek z wielkimi „skrzydłami”… Zrobiliśmy już mnóstwo przeróżnych wiatraków, które za każdym razem próbowaliśmy „odpalić” za pomocą dmuchania. Celowo wybierałam różnego rodzaju techniki plastyczne do stworzenia kolejnych, żeby za każdym razem inaczej reagował na nasze podmuchy – czasem wystarczyło lekko dmuchnąć a wiatrak zaczynał się ruszać a czasem nie drgnął, pomimo mocnego dmuchania upartego dziecka.

Ta zabawa jest ciekawa dla dziecka, bo składa się na nią wiele różnych elementów: techniki plastyczno – techniczne (trzeba stworzyć wiatraczek z różnych materiałów), zdobywanie nowej wiedzy (po co właściwie są te wiatraki?), zabawa logopedyczna (dmuchamy, dmuchamy), wierszyk o wiatraku (my uczymy się akurat takiego „Od dwu wieków wiatrak stary na końcu wsi tuż przy drodze, na swych barkach dźwiga skrzydła stojąc na drewnianej nodze”).

IS_zabawy logopedyczne w domu 6 wiatraki diy
Wiatraki z różnych materiałów

Latawiec

Z latawcem sprawa wygląda podobnie jak z wiatrakami – stosujemy różne metody, czasem go najpierw tworzymy (malujemy, wycinamy, kleimy) a czasem szukamy w książeczkach. Na szczęście nasz stary, dobry przyjaciel Ciekawski George miał przygodę z latawcem, który uniósł go wysoko do nieba, zatem nie trzeba zachęcać Dziedzica do zabawy, bo co George to i on. Zrobiłam Julkowi latawiec z frędzelkami, który wieszamy np. na lampie – zadanie polega oczywiście na poruszaniu go za pomocą dmuchania.

IS_zabawy logopedyczne w domu 3
Latawiec

„Dmuchanki”

Ta zabawa to strzał w dziesiątkę! Trochę nam zeszło, zanim mały opanował dmuchanie przez słomkę bez jej gryzienia zębiskami, ale warto było ćwiczyć. Zabawa z kategorii moich ulubionych – tysiąc możliwości! Na położonej na stole tablicy magnetycznej kładziemy różne rzeczy i po prostu w nie dmuchamy przez słomkę. Im lepiej nam to wychodzi tym więcej elementów i zasad wprowadzamy.

Do „przedmuchiwania” daję małemu różne przedmioty o różnej wielkości i wadze (niechaj wie, że różne rzeczy przedmuchuje się inaczej) – malutkie cekiny, kawałki papieru, pociętą kokardkę, tasiemkę, kulki filcowe, koraliki i wiele innych. Po opanowaniu dmuchania w sposób zachwycający dorzuciliśmy nowe elementy zabawy – dorysowaliśmy na tablicy okręgi (w które trzeba trafić dmuchanym paprochem), ulicę (po której przedmuchiwaliśmy papierowe autko), chmurki (obok których przelatywały muchy) itd. Co więcej, urządzaliśmy zawody na dmuchanie – jedna kulka filcowa, dwóch zawodników i zawodniczka (wszyscy uzbrojeni w swoje słomki) i prosta zasada – a w zasadzie jej brak – dmuchamy w kulkę.

Super sprawa, śmiechu sporo, buźki wyćwiczone.

IS_zabawy logopedyczne w domu 1

Inne ćwiczenia oddechowe

Z niektórymi ćwiczeniami oddychania nie jest łatwo. Nie jest łatwo nabrać powietrza do buźki i wydąć policzki. To jest trudne, wręcz po spojrzeniu Jula na mnie podczas prób stwierdzam, że dla niego niewykonalne… Mały jednak się nie przejmuje, że nie wychodzi i próbuje. Żeby nie było nudno to ćwiczenia oddechowe wykonujemy podczas porannej gimnastyki lub na spacerze. Tutaj też możliwości mnóstwo, jest z czego wybierać. Ja staram się tak organizować tą zabawę, żeby mobilizować małego do oddychania w różny sposób: przeponą, nosem, szybko, powoli, ze wstrzymaniem oddechu, z powolnym wypuszczaniem powietrza. Oddychamy więc na leżąco, z rękami podniesionymi do góry, chuchamy w dłonie, przykładamy nos do szyby i próbujemy ją zaparować noskiem, chuchamy na szybę, żeby sobie palcem pomalować.

Inne domowe zabawy logopedyczne

Ponadto:
dmuchamy w gumową rękawiczkę tak, żeby wyglądała jak ufoludek (wiadomo – bez powietrza wygląda tylko jak gumowa rękawiczka a nadmuchana – ma oczy, buźkę, włosy i jest śmieszna);
dmuchamy przez słomkę do buteleczki z wodą (słomka musi być nacięta, żeby przypadkiem wody nie wypić, zwłaszcza jeśli jest z barwnikiem dla zwiększenia jej atrakcyjności) tak, żeby były bąbelki;
dmuchamy w papierowy grzebień w różny sposób (z jednej strony na drugą jedno dmuchnięcie, kilka krótkich itd.);
dmuchamy w wysypaną na stół łyżkę mąki, kaszy jęczmiennej/jaglanej/gryczanej (dla zwiększenia trudności również w groch, fasolę, soczewicę);
dmuchamy w gwizdki (zwykły plastikowy i ceramiczny – nieco „trudniejszy”), trąbkę imprezową, puszczamy mydlane bańki;
dmuchamy w jedzenie i picie (często celowo podaję nieco cieplejsze niż trzeba tylko po to, żeby się dziecko nauczyło kulturalnego obcowania z gorącym posiłkiem i przy okazji ćwiczyło dmuchanie);
– robimy jeszcze inne ćwiczenia, o których napiszę wkrótce :).

IS_zabawy logopedyczne w domu 6

 

IS_zabawy logopedyczne w domu 2
Papierowy grzebień

To, co dla nas ważne – książki

Książki są w naszym domu ważne i na nasze szczęście Julas również chętnie sięga po literaturę. Biblioteczka małego jest już całkiem spora a składają się na nią książki wszelakie – od bajek obrazkowych po encyklopedie ze zdjęciami i słowniki z ilustracjami. Mamy swoje ulubione czytadła i dzisiaj prezentujemy Wam pierwszą część.

Są książki, które po przeczytaniu trafiają na półkę i zostają tam na długo – zostają, bo otwieramy je rzadko. Czasem ciężko powiedzieć, co w nich jest nie tak – niby obrazki ładne, niby treść zgrabna a iskry między nami nie ma.

Są też książki, które noszone są w plecaku i przez pewien czas stają się artefaktem Jula – nazywam je sezonówkami, bo miłością syna mego zostały obdarzone nie tyle ze względu na swoje walory, ale ze względu na zawartość (aktualnie przerabiamy bajkę Auta…). I pomimo ciarek po kręgosłupie podczas czytania (zdania jakieś bez ładu i składu, ba! Treść niezgodna z filmem i błędy rzeczowe… obrazki – no obrazki i tyle) czytam, bo wiem, że to minie.

Są i książki z wierszami – jedne lepsze, drugie gorsze.

Jest i cała półka książek obrazkowych, których nie pozbywam się myśląc m.in. o nauce czytania. Są też książki, do których wracamy zawsze. W zależności od pory dnia, pory zmęczenia (mojego i Jula), czasu i nastroju dokonujemy wyboru i nurkujemy w świat lektury.

IS_DSC05587
Niesamowity świat Mamoko

 

 

IS_DSC05589
Lubimy

Ciekawski Georg – przyjaciel od zawsze i na zawsze

„To jest George. George jest śmieszną, małą, bardzo ciekawską małpką.Ty też jesteś taki jak George?”

Kiedy Juluś był mniejszy pokochał bardzo sympatyczną małpkę – Ciekawskiego Georga. Była to bajka, która codziennie gościła w naszym domu, rozśmieszała nieraz do łez, bawiła i uczyła. Naszym ulubionym odcinkiem jest ten o pączkach – polecam, naprawdę warto zobaczyć jak mała małpka przekonuje się na własnej skórze o tym, jak kłopotliwe może być niepozorne zero. Pomimo, iż bajki „w komputerze” o małpce zostały wyparte przez inne animacje to książeczki nadal wzbudzają radość i śmiech. Pomimo pozornej prostoty rysunków (A. A. Rey) i niewielkiej treści przy każdej z nich spędzamy mnóstwo minut!

 

IS_DSC05590
Ciekawski George

 

 

Filomena i wyrzucony koń

Filomena (Quiutterie Simon, Laurent Richard) trafiła w nasze ręce zupełnie przypadkiem – na szybkich zakupach w Biedronce. Czerwona okładka rzuciła się w oczy z wielkiego kosza a sympatyczny rysunek przykuł moją uwagę i zachęcił do zajrzenia do środka. Zajrzałam i od razu wiedziałam, że to jest książeczka, którą chcemy mieć. To historia o tym, jak Filomena pewnego ranka odkrywa, że jej rysunek – wykonany wręcz sercem a nie ręką – znalazł się w koszu… Ulubiony moment lektury to ten, w którym zrozpaczona dziewuszka woła mamę – czasem wydaje mi się, że pół Wrocławia słyszy, jak Julo wraz z nią „krzyczy głośno MAAAMMMOOOOO”…

IS_DSC05593
Filomena

 

 

Kolekcja Dziecka czyli moje ulubione baśnie

To moje ulubione książki do czytania, zwłaszcza do czytania przy zasypianiu. Przepiękne, oryginalne i niebanalne ilustracje różnych autorów zachwycają. Baśnie opowiedziane przez różnych autorów (np. Kasdepke, Mikołajewski) są tak cudne, tak lekkie i miłe dla ucha, tak zgrabnie przeplatane wierszykami – rymowankami, tak doskonale budujące napięcie a przy tym dostosowane do wieku i możliwości odbiorcy, że można je czytać i czytać bez końca. Celem moim jest zdobycie wszystkich dwudziestu książek z tejże serii („Mam kota na punkcie książek”).

Kiedy byłam mała pamiętam, jak bardzo przeraził mnie fragment baśni o Śnieżce, w którym łowczy miał ją zabić i wyjąć jej serce. Bałam się bardzo, bo moja wyobraźnia sklecała różne obrazy, wraz z wiekiem coraz bardziej straszne i mroczne (nosz „zabij i wyjmij z niej serce”!!).Teraz, z perspektywy czasu przypuszczam, że stało się tak z jednego powodu – nigdy, w żadnej bajce ani książce nie widziałam ilustracji, która nakarmiłaby mój umysł i zaspokoiła wyobraźnię – myślę, że wystarczyłby jeden rysunek, dzięki któremu ja – dziecko, nie musiałabym w swojej główce sama szukać obrazu, sklecać go z tysiąca innych wyobrażeń, wspomnień, skojarzeń.

Wystarczyłoby, że podczas czytania zobaczyłabym łowczego, który – jak w książce o której mowa, z rysunkiem p. Agnieszki Żelewskiej – podaje złej babie serce wyjęte z łani. Zwykłe, czerwone, małe serduszko, takie jak rysuje się na laurkach dla bliskich. To jest dla mnie przykład na to, jak ważne są dobre ilustracje i jak wiele mogą znaczyć dla odbiorcy – dziecka, które dopiero uczy się świata i samego siebie. W tych książkach odnalazłam chyba wszystkie cechy dobrych książek dla dzieci: jest pięknie opowiedziana historia – baśń, bez zniekształceń i bezsensownych ingerencji w oryginalną treść (padłam, gdy raz czytałam małemu o Kapturku, który nie został zjedzony przez wilka tylko ukrył się w szafie… nie dość, że sens bajki zmieniony to i morał z nowej wersji okazał się inny – „jak ci się uda to unikniesz konsekwencji cokolwiek złego zrobisz”… okropność), z niespodziewanymi rymami, grą słów, bogatym słownictwem oraz z cudnymi ilustracjami doskonale współistniejącymi z treścią. Moje ulubione – w końcu „Niejedna żona jest pomarszczona, ale nie ja! (…) Ja jestem żoną niepomarszczoną…”.

IS_DSC05595
Śnieżka

 

 

A. A. Milne „Już mamy sześć lat”

To jest książka wyjątkowa. Perełka. Czytając te wiersze mam wrażenie, że wyszły z mojej głowy, z mojego serca, że zrodziły się w moim umyśle i tylko jakimś dziwnym trafem spisał je ktoś inny (podobnie mam z poezją Agnieszki Osieckiej). Czytam je Juluniowi w naszych najbardziej wspólnych, najbardziej intymnych momentach – kiedy mamy długi, leniwy ranek lub kiedy tulimy się do siebie przed zaśnięciem.

Czytając je wracam do swojego dzieciństwa, obrazy i wspomnienia przeskakują mi przed oczami, rozczulam się nad dziecięcą (jakże piękną i wspaniałą) naiwnością, sposobem postrzegania świata i rzeczywistości. Czytając je szczerze zazdroszczę Krzysiowi, że jest dzieckiem a patrząc na Jula szczerze odczuwam falę miłości i radości, że nadal jest dzieckiem.

I wiem, że Julo będzie łowił ryby w oceanie, latał na paralotni, jeździł konno po Dzikim Zachodzie, kopał tunele, bronił zamku.

Wiem, że będzie wspaniałym motorniczym, hutnikiem i kucharzem.

Wiem, że będzie wszędzie, gdzie tylko będzie chciał – bo jest dzieckiem, bo ma nieskalaną wyobraźnię, bo jeszcze potrafi się do końca w niej zatopić i przenieść gdzie chce i zostać kim tylko chce…

Zazdroszczę mu tego. A książka – cóż, trzy tony wspaniałych, zabawnych utworów będących (dla mnie) pierwszym, dobrym narzędziem do nauczenia mojego syna miłości do poezji.

IS_DSC05604
Najpiękniejsza poezja dla dzieci

 

 

Mamoko czyli co można oglądać godzinami

Mamoko przedstawiać chyba nie trzeba. Nasz nowy nabytek od razu zyskał uznanie (wiedziałam!!) i już spędzamy nad nim kilkadziesiąt minut dziennie, snujemy tysiące historii, szukamy zwierzątek, odnajdujemy to, co zgubiły, wskazujemy drogę, liczymy, patrzymy, obserwujemy. Świetna koncepcja, świetna konwencja – cud miód. W drodze do nas kolejna z tej serii i jestem pewna, że i ona nas nie zawiedzie.

IS_DSC05586
Niesamowity świat Mamoko

To tylko kilka z naszych ulubionych czytadeł. Piękne, wzruszające, bawiące, pouczające, inspirujące. Lubimy takie. Lubimy takie z wyjątkowymi ilustracjami, szczegółami. Lubimy czytać i już.

IS_DSC05609

 

IS_DSC05613
Tato

Kartoniady ciąg dalszy, czyli na co przerobić pudełka!

Oprócz bałwanków, mikołajków, aniołków czy reniferów w naszym domu rozgościł się również robot. Nie byle jaki robot – Yorbo.

Robot z kartonów – ekozabawka

Yorbo jest przebraniem, można by rzecz, że jest ekologicznym przebraniem czy ekozabawką. Dla nas jednak jest już czymś więcej – przyjacielem, który pewnie długo u nas zostanie. Ma guziczki z nakrętek, koguta na głowie, jest pięknie uśmiechnięty i pogodny. Co ciekawe, potrafi udawać wszystkie zwierzęta świata a najlepiej wychodzi mu udawanie lwa – jest w tym mistrzem 😉

IS_robot z kartonów robot z pudełek dla dziecka diy zabawka
Przebranie – robot z kartonów DIY
IS_roboty z kartonów robot z pudełek
Przebranie – robot z kartonów DIY

Jak już Yorbo został powitany i umiłowany konieczne okazało się zorganizowanie mu kosmicznego pojazdu, w związku z czym i największy z posiadanych kartonów wreszcie znalazł zastosowanie.

Pojazd kosmiczny – czołg z kartonów

Pojazd kosmiczny miał być po prostu pojazdem, z okienkiem i antenką, jednak oczywiście koncepcja zmieniała się a i pomysłów przybywało. Tak więc powstał pojazd, z lufą (oczywiście nie do strzelania – do toczenia kulek), z okienkami mniejszymi i większymi, z otwieranym dachem (co by łepetynę wystawić i sprawdzić, co się wokół dzieje).

Zamontowaliśmy trzy bardzo ważne przyciski (nakrętki) oraz dwa niezwykle istotne urządzenia (ot kulki dwie na jednym sznurku – ciągniesz jedną, druga leci do góry… takie banalne a największy zachwyt). Pojazd z kartonów ma otworki, haczyki, okienka po to, żeby dziecina mogła sobie tworzyć przeróżne konstrukcje za pomocą patyczków i sznurka (a dziecina to uwielbia).

IS_rakieta z kartonu zabawka kreatywna sensoryczna z pudła (5)IS_zabawka z kartonu z pudełek kreatywna DIY sposób na nudęIS_rakieta z kartonu zabawka kreatywna sensoryczna z pudła (1)

Yorbo z pojazdu niezbyt zachwycony, bo wleźć do środka nie może. Za to właściciel robota – przeciwnie!

Kilka pudełek i dziecko znika z pola widzenia. Nie krzyczy, nie stęka, nie woła, nie marudzi. Siedzi sobie, coś tam dłubie, paluszek wystawi (zresztą świetna zabawa – jedno siedzi w środku i się go atakuje przez okienka, przez lufę szepnąć można z zaskoczenia miłe słówko, cukierka przez lufcik wrzucić…). Powiem więcej – kilka pudełek a nawet trójka dzieci potrafi przepaść w krainę swojej wyobraźni…

Garaż z kartonowych pudełek

Przy okazji naszych nowych nabytków pokażemy również zabawkę z kartonu, którą zrobiliśmy z Julasem już jakiś czas temu, a która również cieszyła się długim i niesłabnącym uznaniem. Z kilku pudełek, taśmy klejącej i kleju wykonaliśmy coś dla samochodów. „Coś”, bo ciężko jednym słowem określić ów twór – ma i zjeżdżalnię (ulica) i garaż na dachu i garaż tradycyjny, stację benzynową, małe rondo i parking. Jest również stacja benzynowa. Niestety brakło czasu na staranne wykończenie i pomalowanie tej zabawki, ale przynajmniej nie będzie bardzo serducho bolało, kiedy przyjdzie pora ostatecznie wyrzucić kartoniadę… 😉

IS_rakieta z kartonu zabawka kreatywna sensoryczna z pudła (4)

IS_rakieta z kartonu zabawka kreatywna sensoryczna z pudła (2)

Wielką zaletą tej konstrukcji jest jej kształt – łatwo znaleźć dla niej miejsce (przy ścianie, szafie), nic nie odstaje, nie zawadza. Takie to lubię.

Za jakość (a w zasadzie jej brak) zdjęć przepraszam – niestety aparat odmawia współpracy a Mikołaj jeszcze nie zdecydował się podarować mi nowe ustrojstwo 🙂

Zwierzaki z nakrętek

Dzisiaj mieliśmy bardzo twórczy ranek – najpierw wróżby z wosku, potem malowanie farbkami bombek (tych z dynką) a tuż przed obiadem w ruch poszły nakrętki plastikowe.

Zabawki z nakrętek

IS_zwierzęta z nakrętek plastikowych słoń lew biedronka żaba żółw
Zabawki z plastikowych nakrętek i plasteliny

żabka – z nakrętki po soczku, dzięki czemu ma otwieraną paszczę 🙂

 

żółw – z jajka niespodzianki (ogonek był, ale się zmył) 🙂

słoń – nakrętka po butli na wodę 🙂

biedronka – mlekowita 🙂

lew – nakrętka po soku 🙂

Wspólna zabawa z plasteliną i nakrętkami jest czystą przyjemnością a poza tym – co mnie raduje niezmiernie – wskazuje dziecku możliwości wykonania czegoś z niczego. I tym razem się nie zawiodłam – kiedy przyszedł czas na moje dyskretne opuszczenie miejsca pracy (a staram się robić tak za każdym razem w myśl zasady „pokażę ci sposób – wymyśl resztę sam”, aby rozbudzać wyobraźnię, kreatywność i kształtować – jakże ważną dla każdego chyba rodzica – umiejętność zajęcia się przez dziecko samym sobą, samodzielnej zabawy, myślenia i konstruowania według własnej koncepcji) powstało jeszcze wiele innych, różnych stworów, robotów i ludzików. I oczywiście samochodów 🙂

Przy okazji machnęliśmy duszka z opakowania po jogurcie:

IS_duszek z opakowania po jogurcie
Zabawki z plastikowych nakrętek i plasteliny

 

Bałwanek z nakrętek

Powstał także bałwanek. Temat bałwanka jest jednak nieco trudny, ponieważ Julo nie bardzo rozumie, czym on właściwie jest (pierwsza zima jego życia obfitowała w śnieg, jednak niewiele z niej zapewne pamięta a druga była bezśnieżna, w związku z czym nie było możliwości ulepienia bałwana). Liczymy jednak na to, że w tym roku będzie nam dane stworzenie wielkiego, zimowego pana bałwana 😀 Ten z nakrętek jest rozkładany – białe nakrętki nie są ze sobą sklejone, w związku z czym można go rozkładać i składać zachowując odpowiednią kolejność.

IS_bałwanek z nakrętek
Zabawki z plastikowych nakrętek i plasteliny

 

No i przy okazji popełniliśmy Minionka 😀

IS_minionki z kinder jajka z plasteliny
Zabawki z plastikowych nakrętek i plasteliny

 

Nakrętki zbieramy dla naszego osiedlowego kolegi Kacperka.

(więcej informacji o Kacperku tutaj: dlakacperka.blogspot.com)

IS_słonik z nakrętek
Zabawki z plastikowych nakrętek i plasteliny

 

IS_żaba z nakrętek
Zabawki z plastikowych nakrętek i plasteliny

Cyferki, groch z fasolą i pierwsze oznaki zimy

Julas lubi cyferki. Odkąd na naszej lodówce zamieszkały niezliczone magnesy cyferkowe i literkowe codziennością jest dla nas (dla mnie) nazywanie kolejnych magnesów, rozpoznawanie literek czy cyferek. Miłość do liczenia rozpoczęła się chyba wraz z przeprowadzką na 4 piętro i konieczność codziennego pokonywania kolejnych poziomów w bloku oznaczonych wielkimi, czarnymi znakami. Bardzo szybko dziedzic mój nauczył się rozpoznawać literę P (parter) – bez wypowiedzenia tejże głoski nie można wręcz opuścić klatki schodowej 🙂

I tak po kolei poznaliśmy cyfry od 1 do 4, później dołączyły do nich kolejne cyfry. Co ciekawe Julian nasz miał swego czasu ulubiony zestaw piosenek po angielsku (chwała youtube!), co nas – rodzicieli – doprowadzało do nerwicy (wszystkie piosenki były z gatunku „usłyszysz raz fragment – śpiewasz cały dzień”). Jak się jednak okazało skutkowało to nie tylko nuceniem przez Niepoślubionego w pracy kawałków w stylu „Daddy Finger, Daddy Finger, where are you?”, ale również tym, że syn nasz teraz liczy po angielsku… Łatwiej mu po prostu – wszak powiedzieć „cztery” a „forrr” to różnica.

Tak czy inaczej, jak zwał tak zwał cyfry są u nas w domu chlebem powszednim. Cokolwiek robimy to liczymy i sprawia nam to po prostu przyjemność. Polecam wszystkim zaopatrzenie się w magnesy na lodówkę – wspaniała sprawa, możliwości nieskończone, zabawy dużo.

Sposób na cyferki – liczenie grochu z fasolą

W nauce liczenia pomagają nam jednak nie tylko cyferki z lodówki – mamy też miseczkę z grochem i fasolą, którą również można wykorzystać na dziesiątki sposobów. Zabawa z grochem i fasolą to nie tylko doskonały sposób na codzienne dokarmianie odkurzacza, ale również na ćwiczenie małej motoryki, zręczności, myślenia, liczenia…

Co robimy z grochem i fasolą? A robimy wiele, min.:

  • Przekładamy z miseczki jednej do innych pojemników. Jak Julas był młodszy to przekładał bezpośrednio łapkami. Teraz już zabawa polega na takim napełnieniu mniejszego dzbanuszka przy pomocy łyżeczki (różnej wielkości – a jakże!), aby ani jeden groszek nie spadł na stół. Bawiąc się w to z dzieckiem można poprosić o wyławianie samych fasolek lub samego grochu np. do jednego pojemniczka wrzucamy łyżeczką tylko fasolę a do drugiego tylko groch.
IS_kreatywne zabawy liczenie groch fasola nauka w domu2
Zabawy matematyczne z grochem i fasolą
  • Rozkładamy też fasolki na przygotowane plansze – możliwości wiele, tu akurat mamy kartkę związaną z liczeniem. To dobry sposób na pokazanie dziecku, że cyfra jest czymś więcej niż tylko słowem. To akurat ćwiczymy często, bo o ile Julas wie już ile paluszków to dwa a ile jeden o tyle „trzy” występuje już we wszelakich kombinacjach rebusowych (czyli np. „mama daj trzy buła” co oznacza mamo daj jeszcze jedną bułę).
IS_kreatywne zabawy liczenie groch fasola nauka w domu
Zabawy matematyczne z grochem i fasolą
  • Podobnie można się bawić z wykorzystaniem pojemniczków w różnych kolorach – my najpierw dopasowujemy kolorystycznie cyferkę do pojemniczka a potem odliczamy fasolki.
IS_kreatywne zabawy liczenie groch fasola nauka w domu3
Zabawy matematyczne z grochem i fasolą

Patrz cadziennie a zapamiętasz!

Cyferki z lodówki są jednak tylko znakami, dlatego na użytek codzienny powstała nasza ściągawka na nodze od stołu 🙂 Często z niej korzystamy (przyklejając karteczki nie spodziewałam się, że aż tak często będzie nam potrzebna… zresztą widoczne na zdjęciach cyferki to już drugi zestaw – pierwszy nie wytrzymał naszych kalkulacji i trzeba było wymienić na nowy…) i naprawdę jest bardzo pomocny – Julo potrafi doskonale nazwać wszystkie cyfry od 1 do 6 (po angielsku oczywiście) a wzrokowo utrwala sobie „wartość” każdej z nich.

IS_kreatywne zabawy liczenie groch fasola nauka w domu4
Cyfry na co dzień

Zabawy z fasolkami – od liczenia po ćwiczenie zręczności

Z fasolkami zabaw można wymyślać nieskończone ilości. Można układać je w deseczki z otworkami (jak poniżej), w puste blistry po lekach (po dużych tabletkach – idealne), w wytłoczki po jajkach czy opakowania po czekoladkach (jakkolwiek się to zwie). Często w naszej misce z grochem zatapiamy małe zabawki (np. z kinder jajców) i próbujemy wyciągać je łyżeczką lub widelcem.

IS_kreatywne zabawy liczenie groch fasola nauka w domu5

Tak w skrócie sobie liczymy.

Groch z fasolą i wszelkie inne drobnice od dawna są u nas stałym elementem zabaw. Już niespełna roczny Julian lubił paplać się w mące, w której „schowane” były zabawki. Owszem, sprzątania po takim seansie jest dosyć sporo, uważać trzeba bardzo przy dzieciach lubiących zjadać wszystko (akurat z tym nie mieliśmy problemu, bo Julas nigdy nie miał chęci na pożeranie rzeczy innych niż jedzenie właściwe), ale jest to świetny sposób na deszczowe dni, na chorobowe dni, na nudniejsze dni…

Eko zabawki

W międzyczasie powstała całkiem spoko żaba z rolki po papierze oraz pszczoła, która – jak się okazało – bardzo długo cieszyła się sporym zainteresowaniem Dziedzica.

IS_pszczoła z kinder jajka diy
Pszczółka z kinder jajka
IS_żaba roli po papierze diy frog
Żabka

Dzisiaj matka miała ciężki dzień. Nawet nie tyle dzień, co ranek. W sumie ciężki był cały tydzień.

Eko – bombki z pestek dyni

W ramach walki z chęcią samounicestwienia powstały półprodukty rzeczy, które wkrótce potomny i jego przyjaciele dostaną do wykończenia w ramach przygotowań do świąt. Zatem są już bombki obklejone pestkami z dynek, są choinki z tegoż samego surowca. Jaki będzie efekt – zobaczymy wkrótce 🙂

IS_bombka diy pestki dyni ozdoby świąteczne ręcznie robione
Bombka choinkowa z pestek dyni
IS_ozdoby ręcznie robione świąteczne pestki dyni diy choinki dzieci
Choinki z pestek dynki

🙂

O ukochaniu, empatii i śmiesznych minach

Rodzice kochają swoje dzieci, rodzice zachwycają się swoimi dziećmi, rodzice uwielbiają patrzeć na swoje dzieci, rodzice są dumni ze swoich dzieci. Rodzice wiedzą, że ich dzieci są najpiękniejsze, najmądrzejsze, najsprytniejsze, najwspanialsze.
Też tak mam. Mój syn jest ideałem. W swojej idealności jest niesamowity, zachwyca mnie każdym kawałkiem swojego niewielkiego (ogromnego!) człowieczeństwa. Jest tak bardzo idealny, że patrząc na niego odczuwam bardzo skrajne emocje – od ogromu zachwytu po dwie tony strachu. No bo świat – piękny i ogromny – w końcu mi go zabierze. Już mi go zabiera. Już przegrywam z pociągami, strażakami… A w końcu mój syn będzie miał zupełnie odrębny swój własny świat i choć wierzę w to, że zawsze będzie w nim kawałeczek miejsca dla nas to wiem, że moja rola ograniczy się do kilku kwestii – wsparcia, obiadu, niezmiennego zachwytu.

mama

Patrząc na te czarne i ufne oczyska zastanawiam się, czy jestem w stanie dać mu wszystko to, co ułatwi mu odnajdywanie siebie w życiu? Czy potrafię wskazać mu to, co jest naprawdę ważne w taki sposób, żeby on chciał to dostrzegać? Chcę, żeby był najlepszą wersją samego siebie, żeby potrafił korzystać z tego, co ma i chciał sięgać po to, co może mieć. Tak bardzo chcę, żeby miał to, czego nie mam ja – żeby miał mnóstwo pewności siebie, której nie braknie wtedy, kiedy będzie mu najbardziej potrzebna… Chcę, żeby był dobry i mądry. Chcę, żeby widział w każdym człowieka, żeby potrafił dostrzegać to, czego czasem oczy (choćby najpiękniejsze) nie dostrzegają. Bo człowiek piękny jest.

Chcę, żeby był empatyczny. Żeby potrafił przeżywać swoje życie, żeby potrafił zrozumieć uczucia innych, żeby rozumiejąc je – nie oceniał pochopnie, nie popełniał błędów. Żeby wiedział, że każdy jest inny, że wybory i postępowanie innych jest warunkowane przez tak wiele czynników. Żeby wiedział, że każdy może popełnić błędy, że każdy ma takie za sobą. Żeby potrafił przebaczać i prosić o przebaczenie, żeby był wyrozumiały i rozumiał, że liczy się to, co będzie bardziej niż to, co się wydarzyło. Nie przeżyję życia za swoje dziecko, ale mogę mu pomóc zrozumieć to, co wokół niego jest.

Duży nacisk kładłam zawsze w zabawach, podczas czytania bajek (i ich oglądania również) na to, żeby nazywać emocje i uczucia, jakie przeżywają bohaterowie. Przygotowałam karty z ilustracjami poszczególnych emocji. Teraz Julas doskonale potrafi rozpoznać, czy postać w książce jest smutna, zła, zdziwiona czy wesoła. Podobnie trafnie odgaduje uczucia, jakie targają jego Przyjaciela i wie, jak zareagować – kiedy przytulić a kiedy rozśmieszyć. W takich momentach moja duma z niego wychodzi ze mnie uszami, serce się raduje a rozum mruczy, że będzie dobrym człowiekiem.

Cieszę się, bo Julo doskonale radzi sobie z odgadywaniem emocji, doskonale potrafi pokazać każdą z nich. Jeszcze bardziej cieszy mnie to, że potrafi reagować adekwatnie do sytuacji – kiedy jego roztargniona matka wyje z bólu po nadepnięciu na zabawkę wie, że trzeba ją utulić i cmoknąć… Wraz ze swoim Przyjacielem Panem P. doskonale wiedzą co robić w różnych sytuacjach. To niesamowite, wspaniałe, cudowne.
Idealne.
Tak jak idealny jest mój syn. Idealny dla mnie i swojego Taty. Ogólnie idealny.

O tym, jak ważna jest empatia i rozwój moralny pisać nie będę – polecam lektury mądrych ludzi. Napiszę jednak o tym, jak można w zabawie z dziećmi – choćby najmniejszymi (my zaczęliśmy się bawić w  ten sposób jak Julas miał około roku). Warto spróbować, poza korzyściami jakie niesie umiejętność rozpoznawania uczuć zabawy te ćwiczą różne mięśnie twarzy, więc są dodatkowo ćwiczeniem logopedycznym.

Moje pomysły na zabawę z emocjami dla dzieci od maleńkich po nieco większe:

KARTY
Karty przedstawiają poszczególne emocje (w bardzo prosty sposób, wśród dostępnych w sieci wybrałam te najmniej skomplikowane obrazki): złość, radość, zdziwienie, strach, przygnębienie, smutek, sceptycyzm). Zabaw z kartami wymyślam bardzo wiele – od losowania i pokazywania emocji, po chowanie ich w różnych miejscach w pokoju i pokazaniu uczucia po ich odnalezieniu. Czasem to zabawki (nawet samochody) otrzymują po jednej karcie i to one pokazują to, co się na nich znajduje (oczywiście każdą zabawką kieruje ktoś większy – ja bądź dziecko, które to w sposób naturalny łatwo wchodzi w rolę).

ODGRYWANIE RÓL
Zabawa prosta i stara jak świat – codziennie odgrywamy różne role bawiąc się zabawkami. Dbam jednak o to, aby podczas „spektaklu” postacie miały różne przygody, przeżywały różne emocje i odpowiednio reagowały na to, co je spotkało. Kiedy samochód jadący za szybko przewróci się na zakręcie najpierw jest przestraszony, boli go koło a potem jest mu wstyd – mógł zrobić sobie lub innym krzywdę. Kiedy Kapturek idzie po lesie jest radosny, ale po chwili odczuwa niepokój… Podczas każdej zabawy nazywam głośno to, co czuje dana postać, zwracam uwagę na mimikę twarzy, pokazuję odpowiednie reakcje zarówno bohatera zdarzenia jak i innych postaci.

EMOCJE NA PAPIERZE
Już jakiś czas temu wymyśliłam zabawę w balonik – otóż na kartce papieru narysowałam postać, nad którą leciał balonik. Postać była smutna, bo balonik leciał za wysoko, był poza zasięgiem. Do tego obrazka wycięłam różne inne twarze (które oczywiście były takiej wielkości, jak łepetyna naszego bohatera) – szczęśliwą, przestraszoną, złą. A zabawa polegała na tym, że wymyślaliśmy różne zakończenia historii – kiedy obok balonika pojawiało się drzewo iglaste Julo miał wybrać odpowiednią twarz (przestraszoną), kiedy balonika z ludkiem łączyła tasiemka – na twarzy pojawiało się szczęście, a kiedy tasiemkę przecięły nożyczki – złość. Zabawę można robić w dwie strony – można również najpierw wstawiać poszczególne miny i wymyślać do nich przyczynę, jednak ta wersja sprawdza się lepiej u dzieci gadających ludzkim głosem w sposób komunikatywny.

LUSTRO
Niestety zabawa ta jest u nas już trudna do realizowania, z powodu braku ogromnego lustra, ale wspomnieć o niej powinnam, bo dzieci ją bardzo lubią – zwłaszcza te mniejsze. Sprawa prosta – siadamy przed lustrem tak, żeby się widzieć 🙂  I jedyne, co trzeba to włączyć wyobraźnię i opowiedzieć fascynującą historię odpowiednio intonując i pokazując poszczególne miny. Dzieciny patrzą na odbicie w lustrze osoby opowiadającej bajkę, widzą też siebie i cieszą się, kiedy ich twarze pokazują śmieszne rzeczy.Dorosły nazywa uczucie („oj jaki był smutny”), pokazuje grymas twarzy – dzieci powtarzają widząc swoją twarz, twarz np. drugiego dziecka (która już inaczej pokaże to samo uczucie) i twarz dorosłego. I tak można opowiedzieć o zajączku, co pożarł wszystkie marchewki i go boli brzuch, przez co jest smutny… Na szczęście w kuchni była mama, która gotując obiad w wyśmienitym humorze podśpiewywała sobie wesołe piosenki – a wiadomo, że mama zaraz rozwiąże każdy problem. I tak dalej, i tak dalej – śmiechu dużo, pokazywanek dużo, zabawy dużo, minek dużo.

KSIĄŻKI, WIERSZE, SŁUCHOWISKA
Oczywiście bez literek (lub głosek) jest smutno, więc korzystamy z dobrodziejstw literatury również po to, by uczyć się poznawać przeżycia innych. Bardzo głodna gąsienica obżarła się i boli ją brzuch, przez co jest smutna i smutny też jest Kopciuszek, który musi znosić fochy swoich sióstr. Książki dają mi przede wszystkim możliwość ukazania Julkowi, że różne mogą być przyczyny smutku, że czasem wynika on z naszych zaniedbań a czasem nie mamy wpływu na to, co nas zasmuca. Temat rzeka, temat trudny i na pewno skomplikowany, jednak wierzę, że pokazanie konkretnych przykładów dziecku i ich omawianie w sposób prosty (ale ciekawy) kiedyś zaprocentuje.

????????????????

O tym, czym się bawi Julo czyli jak matka walczy z chińszczyzną

Julian jest bardzo wielofunkcyjnym chłopcem – uwielbia się bawić w każdy możliwy sposób i przeróżnymi zabawkami. W sklepie z zabawkami zachowuje się nader kulturalnie, nie próbuje wymusić kupna nowych gratów, jednak moje czujne oko dostrzegło blask zachwytu na jego twarzy na widok niektórych z nich… Co jednak jest w zabawkach ze Smyka i innych przybytków takiego, że nie bardzo chcę je mieć w domu? A to, że grają, gadają, świecą – i nie chodzi wcale o spokój i ciszę, której czasami nawet i ja łaknę. Nie chcę, aby kawałek plastiku (oczywiście całkiem ładnego, barwnego) wyręczało moje dziecko w myśleniu, działaniu. Wolę, gdy Julo sam zrobi „biiipppp” wrzucając kasiorę do kasy, chcę mu dać możliwość wyboru sygnału alarmowego w remizie. Chcę mu pokazać, że zawsze może mieć to, czego pragnie – że nie zawsze to, co na półkach sklepowych widnieje za tysiąc monet jest lepsze. Póki co mój niecny plan się sprawdza – Julian ze szczerym zachwytem pomaga w tworzeniu nowych zabawek a najlepszym dowodem na to, że się podobają jest ilość czasu, jaki przy nich spędza.

I tak oto powstała u nas wielka remiza strażacka – z pokojem dziennym (gdzie legowisko mają psy ratownicze), z rurą do zjeżdżania na parter, z lądowiskiem dla helikopterów, z garażem na wóz strażacki (nie byle jaki wóz – wóz od wuja). Z plasteliny powstały węże strażackie i gaśnice (brawa dla Dido!).

Nasza remiza miała jednak jeden, ale jakże istotny i kłopotliwy, feler – otóż kartony, z których powstała pomalowałam czerwonym pigmentem. I to był błąd, ponieważ farba się ścierała i po chwili zabawy Julo wyglądał, jakby wyszedł z rzeźni… W związku z tym obkleiliśmy ją przezroczystą taśmą klejącą przez co nieco straciła na wyglądzie, ale zyskała na funkcjonalności.

Remiza strażacka z kartonów

Kolejną zabawką, jaką matka zrobiła dla syna jest nic innego jak kasa fiskalna. Julo od zawsze zachwycał się ustrojstwem, jakie tato ma w pracy. Pewnego popołudnia przysiadł sobie nasz syn w kącie obok szafy i nieznoszącym sprzeciwu tonem przywołał rodziciela „Tataaaaa lojoooo”… Tata grzecznie podszedł do stoiska. Julo odwrócił się, dotknął ściany, zrobił wrrrrrrrrr i podał tacie „lojo” (loda) 🙂

W związku z tym przejawem przedsiębiorczości postanowiłam dołożyć wszelkich starań, aby ten syn nasz znał podstawy robienia interesów. I z pudełka po butach powstała taka sobie kasa fiskalna (inspiracji szukałam w internetach), z czytnikiem kart, ze skanerem kodów. Firma nie mogłaby się nazywać inaczej jak „Julex” a hasło reklamowe brzmieć inaczej, niż „Sprzedaż to nasza pasja” 😉 😉

kasa fiskalna ręcznie robiona DIY (1) kasa fiskalna ręcznie robiona DIY (2) kasa fiskalna ręcznie robiona DIY (3)

Chyba każde dziecko lubi gotować. Julian lubi zarówno zabawę w gotowanie jak i prawdziwe kucharzenie. Dzielnie pomaga mi w kuchni, zastępuje mikser (którego się chyba nigdy nie dorobię), kroi jabłka do placka, robi kanapki z dżemem. Przez pewien czas nosiłam się z zamiarem sprawienia mu kuchni – zabawki, szukałam czegoś ciekawego w sieci, jednak te zestawy kuchenne, które mi się podobały powalały ceną a te, które kosztowały niewiele były nieznośną kupą plastiku… Tak więc trzeba było zakasać rękawy i zrobić kuchenkę z prawdziwego zdarzenia, z lodówką, okapem i zlewozmywakiem. Oto efekt. Oczywiście wszystko powstało z pudełek po butach 🙂

kuchnia z kartonów (1) kuchnia z kartonów (2)

Jaką zabawkę zrobimy następnym razem?? Jeszcze nie wiem, póki co gotujemy dla strażaków 🙂