Jesiennie

Uwielbiamy jesień, zwłaszcza taką, jaka jest w tym roku. Wrocław jest słoneczny, ciepły i kolorowy, a nawet jeśli ostatnio padał deszcz to odwdzięczył się przecudną tęczą.

Julo lubi jesień, uwielbia kalosze, kałuże i szuranie liści.

Kasztany są w ruchu co dzień, ale to jak się nimi bawimy opowiem kiedy indziej. Dzisiaj więcej zdjęć niż słów – zobaczcie, co słychać u nas jesienią 🙂

jesienna kompozycja

jesienne z liści sowa jeż

dekoracje jesienne dwulatków muchomory

Drzwi wejściowe do naszej „norki” tradycyjnie już służą jako miejsce wieszania dekoracji.

IS_DSC_0363

jesienny obraz z liści

Była antyrama, były liście – stworzyliśmy z Julem kompozycję.

jesienny parapet

Prawdopodobnie jeden z ostatnich już bukietów „podwórkowych” kwiatków w tym sezonie… A owa piękna Krasnoludka to ostatnia zdobycz – upolowałam na pchlim targu.

A tutaj zdjęcie autorstwa Niepoślubionego 🙂

halloween inspiracje dynie😉

O ukochaniu, empatii i śmiesznych minach

Rodzice kochają swoje dzieci, rodzice zachwycają się swoimi dziećmi, rodzice uwielbiają patrzeć na swoje dzieci, rodzice są dumni ze swoich dzieci. Rodzice wiedzą, że ich dzieci są najpiękniejsze, najmądrzejsze, najsprytniejsze, najwspanialsze.
Też tak mam. Mój syn jest ideałem. W swojej idealności jest niesamowity, zachwyca mnie każdym kawałkiem swojego niewielkiego (ogromnego!) człowieczeństwa. Jest tak bardzo idealny, że patrząc na niego odczuwam bardzo skrajne emocje – od ogromu zachwytu po dwie tony strachu. No bo świat – piękny i ogromny – w końcu mi go zabierze. Już mi go zabiera. Już przegrywam z pociągami, strażakami… A w końcu mój syn będzie miał zupełnie odrębny swój własny świat i choć wierzę w to, że zawsze będzie w nim kawałeczek miejsca dla nas to wiem, że moja rola ograniczy się do kilku kwestii – wsparcia, obiadu, niezmiennego zachwytu.

mama

Patrząc na te czarne i ufne oczyska zastanawiam się, czy jestem w stanie dać mu wszystko to, co ułatwi mu odnajdywanie siebie w życiu? Czy potrafię wskazać mu to, co jest naprawdę ważne w taki sposób, żeby on chciał to dostrzegać? Chcę, żeby był najlepszą wersją samego siebie, żeby potrafił korzystać z tego, co ma i chciał sięgać po to, co może mieć. Tak bardzo chcę, żeby miał to, czego nie mam ja – żeby miał mnóstwo pewności siebie, której nie braknie wtedy, kiedy będzie mu najbardziej potrzebna… Chcę, żeby był dobry i mądry. Chcę, żeby widział w każdym człowieka, żeby potrafił dostrzegać to, czego czasem oczy (choćby najpiękniejsze) nie dostrzegają. Bo człowiek piękny jest.

Chcę, żeby był empatyczny. Żeby potrafił przeżywać swoje życie, żeby potrafił zrozumieć uczucia innych, żeby rozumiejąc je – nie oceniał pochopnie, nie popełniał błędów. Żeby wiedział, że każdy jest inny, że wybory i postępowanie innych jest warunkowane przez tak wiele czynników. Żeby wiedział, że każdy może popełnić błędy, że każdy ma takie za sobą. Żeby potrafił przebaczać i prosić o przebaczenie, żeby był wyrozumiały i rozumiał, że liczy się to, co będzie bardziej niż to, co się wydarzyło. Nie przeżyję życia za swoje dziecko, ale mogę mu pomóc zrozumieć to, co wokół niego jest.

Duży nacisk kładłam zawsze w zabawach, podczas czytania bajek (i ich oglądania również) na to, żeby nazywać emocje i uczucia, jakie przeżywają bohaterowie. Przygotowałam karty z ilustracjami poszczególnych emocji. Teraz Julas doskonale potrafi rozpoznać, czy postać w książce jest smutna, zła, zdziwiona czy wesoła. Podobnie trafnie odgaduje uczucia, jakie targają jego Przyjaciela i wie, jak zareagować – kiedy przytulić a kiedy rozśmieszyć. W takich momentach moja duma z niego wychodzi ze mnie uszami, serce się raduje a rozum mruczy, że będzie dobrym człowiekiem.

Cieszę się, bo Julo doskonale radzi sobie z odgadywaniem emocji, doskonale potrafi pokazać każdą z nich. Jeszcze bardziej cieszy mnie to, że potrafi reagować adekwatnie do sytuacji – kiedy jego roztargniona matka wyje z bólu po nadepnięciu na zabawkę wie, że trzeba ją utulić i cmoknąć… Wraz ze swoim Przyjacielem Panem P. doskonale wiedzą co robić w różnych sytuacjach. To niesamowite, wspaniałe, cudowne.
Idealne.
Tak jak idealny jest mój syn. Idealny dla mnie i swojego Taty. Ogólnie idealny.

O tym, jak ważna jest empatia i rozwój moralny pisać nie będę – polecam lektury mądrych ludzi. Napiszę jednak o tym, jak można w zabawie z dziećmi – choćby najmniejszymi (my zaczęliśmy się bawić w  ten sposób jak Julas miał około roku). Warto spróbować, poza korzyściami jakie niesie umiejętność rozpoznawania uczuć zabawy te ćwiczą różne mięśnie twarzy, więc są dodatkowo ćwiczeniem logopedycznym.

Moje pomysły na zabawę z emocjami dla dzieci od maleńkich po nieco większe:

KARTY
Karty przedstawiają poszczególne emocje (w bardzo prosty sposób, wśród dostępnych w sieci wybrałam te najmniej skomplikowane obrazki): złość, radość, zdziwienie, strach, przygnębienie, smutek, sceptycyzm). Zabaw z kartami wymyślam bardzo wiele – od losowania i pokazywania emocji, po chowanie ich w różnych miejscach w pokoju i pokazaniu uczucia po ich odnalezieniu. Czasem to zabawki (nawet samochody) otrzymują po jednej karcie i to one pokazują to, co się na nich znajduje (oczywiście każdą zabawką kieruje ktoś większy – ja bądź dziecko, które to w sposób naturalny łatwo wchodzi w rolę).

ODGRYWANIE RÓL
Zabawa prosta i stara jak świat – codziennie odgrywamy różne role bawiąc się zabawkami. Dbam jednak o to, aby podczas „spektaklu” postacie miały różne przygody, przeżywały różne emocje i odpowiednio reagowały na to, co je spotkało. Kiedy samochód jadący za szybko przewróci się na zakręcie najpierw jest przestraszony, boli go koło a potem jest mu wstyd – mógł zrobić sobie lub innym krzywdę. Kiedy Kapturek idzie po lesie jest radosny, ale po chwili odczuwa niepokój… Podczas każdej zabawy nazywam głośno to, co czuje dana postać, zwracam uwagę na mimikę twarzy, pokazuję odpowiednie reakcje zarówno bohatera zdarzenia jak i innych postaci.

EMOCJE NA PAPIERZE
Już jakiś czas temu wymyśliłam zabawę w balonik – otóż na kartce papieru narysowałam postać, nad którą leciał balonik. Postać była smutna, bo balonik leciał za wysoko, był poza zasięgiem. Do tego obrazka wycięłam różne inne twarze (które oczywiście były takiej wielkości, jak łepetyna naszego bohatera) – szczęśliwą, przestraszoną, złą. A zabawa polegała na tym, że wymyślaliśmy różne zakończenia historii – kiedy obok balonika pojawiało się drzewo iglaste Julo miał wybrać odpowiednią twarz (przestraszoną), kiedy balonika z ludkiem łączyła tasiemka – na twarzy pojawiało się szczęście, a kiedy tasiemkę przecięły nożyczki – złość. Zabawę można robić w dwie strony – można również najpierw wstawiać poszczególne miny i wymyślać do nich przyczynę, jednak ta wersja sprawdza się lepiej u dzieci gadających ludzkim głosem w sposób komunikatywny.

LUSTRO
Niestety zabawa ta jest u nas już trudna do realizowania, z powodu braku ogromnego lustra, ale wspomnieć o niej powinnam, bo dzieci ją bardzo lubią – zwłaszcza te mniejsze. Sprawa prosta – siadamy przed lustrem tak, żeby się widzieć 🙂  I jedyne, co trzeba to włączyć wyobraźnię i opowiedzieć fascynującą historię odpowiednio intonując i pokazując poszczególne miny. Dzieciny patrzą na odbicie w lustrze osoby opowiadającej bajkę, widzą też siebie i cieszą się, kiedy ich twarze pokazują śmieszne rzeczy.Dorosły nazywa uczucie („oj jaki był smutny”), pokazuje grymas twarzy – dzieci powtarzają widząc swoją twarz, twarz np. drugiego dziecka (która już inaczej pokaże to samo uczucie) i twarz dorosłego. I tak można opowiedzieć o zajączku, co pożarł wszystkie marchewki i go boli brzuch, przez co jest smutny… Na szczęście w kuchni była mama, która gotując obiad w wyśmienitym humorze podśpiewywała sobie wesołe piosenki – a wiadomo, że mama zaraz rozwiąże każdy problem. I tak dalej, i tak dalej – śmiechu dużo, pokazywanek dużo, zabawy dużo, minek dużo.

KSIĄŻKI, WIERSZE, SŁUCHOWISKA
Oczywiście bez literek (lub głosek) jest smutno, więc korzystamy z dobrodziejstw literatury również po to, by uczyć się poznawać przeżycia innych. Bardzo głodna gąsienica obżarła się i boli ją brzuch, przez co jest smutna i smutny też jest Kopciuszek, który musi znosić fochy swoich sióstr. Książki dają mi przede wszystkim możliwość ukazania Julkowi, że różne mogą być przyczyny smutku, że czasem wynika on z naszych zaniedbań a czasem nie mamy wpływu na to, co nas zasmuca. Temat rzeka, temat trudny i na pewno skomplikowany, jednak wierzę, że pokazanie konkretnych przykładów dziecku i ich omawianie w sposób prosty (ale ciekawy) kiedyś zaprocentuje.

????????????????

Ania

Ania wpadła do nas wczoraj i od razu ją bardzo pokochaliśmy! To niesamowite, jak wiele radości mogą dać stare bajki wyświetlane przez Anię na ścianie zwłaszcza w czasach wszechobecnej animacji (że o trójwymiarowych filmach nie wspomnę). Julian – zachwycony, matka – zachwycona jeszcze bardziej. Wczoraj wieczorem zrobiliśmy sobie seans próbny i w głowie od razu pojawił się plan, jak wykorzystać obecność Ani w naszym domu.

Zrobiliśmy teatr cieni – super sprawa, zabawa na dłuuuugi czas, niekończące się historyjki i opowieści… Powycinanym z tektury kształtom Julas dorysował co trzeba (oczy, buzie, koła), poprzyklejał i poprzycinał patyczki. W naszym spektaklu brały udział nie tylko wycinanki – sprawdzaliśmy też, jakie cienie będą miały zabawki i inne przedmioty. Julo był bardzo pochłonięty i zainteresowany tą całą cieniowatą zabawą, sam szukał nowych rzeczy i sprawdzał, jaki będzie efekt, sam odkrył sposób, w jaki można powiększyć i zmniejszyć cień przedmiotu. Oczywiście robiliśmy też klasyczne cienie przy użyciu rąk – moja historia o zajączku z klapniętym uszkiem uciekającym przed wilkiem dostała największe brawa 😀

A bajki – rewelacja! Do ich oglądania włączam odpowiednią muzykę (np. odgłosy lasu jako tło bajki o niedźwiadkach), czytam krótki tekst i patrzę, jak oczy mojego syna robią się coraz większe, jak na jego buźce malują się emocje, jak przeżywa kłótnię Czuka i Heka…

Cieszę się, że Julo tak chętnie bierze udział w takich zabawach. Cieszę się jeszcze bardziej, jak widzę że woli baję na ścianie niż Strażaka Sama z komputera. Cieszę się, że on się cieszy pokazując motylka.

IS_projektor ania 3

IS_teatr cieni, projektor ania

IS_teatr cieni projektor ania

Czarownica na miotle miała wypadek… Podobno zderzyła się z samochodem…

IS_teatr cieni 2 Jak się okazało, cienie tarki i dinuśka były najciekawsze 🙂

Drezyna, akwarium i gdzie mieszkamy

Ten weekend był jednym z naszych ulubionych – taki, kiedy tata jest tylko dla nas.

Lubimy.

W sobotę pierwsza niespodzianka – w skrzynce na listy znaleźliśmy długo wyczekiwaną mapę (którą zresztą udało się zamówić w ostatniej chwili). Mapa wisi już na drzwiach, a Julo ćwiczy pokazywanie miejsca, w którym mieszka. Co mi się podoba w mapie? To, że jest opowieścią o naszym kraju, o osobowościach, geniuszach, artystach, o przyrodzie i tradycji. I tak jak się spodziewałam Julo od razu polubił ją tak jak ja – razem jeździmy po niej palcem, odszukujemy miejsca, zwierzęta, snujemy plany i wymyślamy opowieści. Pokazując mu Wrocław dotarło do mnie to, że mój syn jest Wrocławiakiem. Dziwne uczucie, bo mieszkając w tym mieście już 5 lat nadal nie czuję się Wrocławianką, choć wiem na pewno, że tu jest moje miejsce na ziemi i raczej się stąd nie wyprowadzę (no chyba, że mały będzie kopał w FC Barcelona – to wiadomo, samego w szeroki świat nie puszczę… kto mu kanapki będzie robił…).

mapa wrocław rzeszów (2) mapa wrocław rzeszów (1)

A dla niepoślubionego zawsze będę dziewczyną „z kresów”…

W niedzielę naszło mnie na pociągi. Po prawie leniwym poranku padła decyzja o wybraniu się pociągiem „gdzieś”. I tym „gdziesiem” była Legnica a tam – kolejne niespodzianki. Już na dworcu okazało się, że trafiliśmy na imprezkę kolejową – klauny, bańki mydlane, zwierzątka z balonów, lokomotywy do oglądania i drezyna… Julo – szał. Legnica – urocza. Znaleźliśmy nawet legnickiego Julka – zawadiaka jak i nasz 🙂

Dlaczego tłoki w pociągu są fajne? Bo konduktor nie ma jak przejść, więc przejazd za darmo.

To był dobry dzień. To był miły weekend.

Legnica 3 Legnica 4 Legnica 2 Legnica 1

A dzisiaj, żeby miło zacząć tydzień zrobiliśmy sobie akwarium. Nie byle jakie, bo z delfinem, ośmiornicami, żółwiem i konikiem morskim. Obiecane było już dawno, ale  nie mieliśmy odpowiedniego pudła. Oto efekt 🙂DSC_0307

Miłego poniedziałku!

O tym, czym się bawi Julo czyli jak matka walczy z chińszczyzną

Julian jest bardzo wielofunkcyjnym chłopcem – uwielbia się bawić w każdy możliwy sposób i przeróżnymi zabawkami. W sklepie z zabawkami zachowuje się nader kulturalnie, nie próbuje wymusić kupna nowych gratów, jednak moje czujne oko dostrzegło blask zachwytu na jego twarzy na widok niektórych z nich… Co jednak jest w zabawkach ze Smyka i innych przybytków takiego, że nie bardzo chcę je mieć w domu? A to, że grają, gadają, świecą – i nie chodzi wcale o spokój i ciszę, której czasami nawet i ja łaknę. Nie chcę, aby kawałek plastiku (oczywiście całkiem ładnego, barwnego) wyręczało moje dziecko w myśleniu, działaniu. Wolę, gdy Julo sam zrobi „biiipppp” wrzucając kasiorę do kasy, chcę mu dać możliwość wyboru sygnału alarmowego w remizie. Chcę mu pokazać, że zawsze może mieć to, czego pragnie – że nie zawsze to, co na półkach sklepowych widnieje za tysiąc monet jest lepsze. Póki co mój niecny plan się sprawdza – Julian ze szczerym zachwytem pomaga w tworzeniu nowych zabawek a najlepszym dowodem na to, że się podobają jest ilość czasu, jaki przy nich spędza.

I tak oto powstała u nas wielka remiza strażacka – z pokojem dziennym (gdzie legowisko mają psy ratownicze), z rurą do zjeżdżania na parter, z lądowiskiem dla helikopterów, z garażem na wóz strażacki (nie byle jaki wóz – wóz od wuja). Z plasteliny powstały węże strażackie i gaśnice (brawa dla Dido!).

Nasza remiza miała jednak jeden, ale jakże istotny i kłopotliwy, feler – otóż kartony, z których powstała pomalowałam czerwonym pigmentem. I to był błąd, ponieważ farba się ścierała i po chwili zabawy Julo wyglądał, jakby wyszedł z rzeźni… W związku z tym obkleiliśmy ją przezroczystą taśmą klejącą przez co nieco straciła na wyglądzie, ale zyskała na funkcjonalności.

Remiza strażacka z kartonów

Kolejną zabawką, jaką matka zrobiła dla syna jest nic innego jak kasa fiskalna. Julo od zawsze zachwycał się ustrojstwem, jakie tato ma w pracy. Pewnego popołudnia przysiadł sobie nasz syn w kącie obok szafy i nieznoszącym sprzeciwu tonem przywołał rodziciela „Tataaaaa lojoooo”… Tata grzecznie podszedł do stoiska. Julo odwrócił się, dotknął ściany, zrobił wrrrrrrrrr i podał tacie „lojo” (loda) 🙂

W związku z tym przejawem przedsiębiorczości postanowiłam dołożyć wszelkich starań, aby ten syn nasz znał podstawy robienia interesów. I z pudełka po butach powstała taka sobie kasa fiskalna (inspiracji szukałam w internetach), z czytnikiem kart, ze skanerem kodów. Firma nie mogłaby się nazywać inaczej jak „Julex” a hasło reklamowe brzmieć inaczej, niż „Sprzedaż to nasza pasja” 😉 😉

kasa fiskalna ręcznie robiona DIY (1) kasa fiskalna ręcznie robiona DIY (2) kasa fiskalna ręcznie robiona DIY (3)

Chyba każde dziecko lubi gotować. Julian lubi zarówno zabawę w gotowanie jak i prawdziwe kucharzenie. Dzielnie pomaga mi w kuchni, zastępuje mikser (którego się chyba nigdy nie dorobię), kroi jabłka do placka, robi kanapki z dżemem. Przez pewien czas nosiłam się z zamiarem sprawienia mu kuchni – zabawki, szukałam czegoś ciekawego w sieci, jednak te zestawy kuchenne, które mi się podobały powalały ceną a te, które kosztowały niewiele były nieznośną kupą plastiku… Tak więc trzeba było zakasać rękawy i zrobić kuchenkę z prawdziwego zdarzenia, z lodówką, okapem i zlewozmywakiem. Oto efekt. Oczywiście wszystko powstało z pudełek po butach 🙂

kuchnia z kartonów (1) kuchnia z kartonów (2)

Jaką zabawkę zrobimy następnym razem?? Jeszcze nie wiem, póki co gotujemy dla strażaków 🙂

Kim jest Kropek?

Kropek ma na imię Julo i ma już ponad 2 lata życia na wolności (od kiedy o nim wiem – że jest – minęło nieco więcej). Nie spodziewałam się, że tak ciężko będzie coś o nim napisać, przecież jest taki wspaniały, idealny…

Najważniejsze, że jest! Wyczekiwany, upragniony, umiłowany, utęskniony. Zdrowy. Postanowił przejść na drugą stronę mego brzucha 20 lipca 2012 roku i to był, muszę mu przyznać, super pomysł. Zdecydowanie lepiej było mieć go na sobie niż w sobie, choćby dlatego że można podchrupywać te słodkie nóżki, miętosić brzuszki, zaglądać w oczka…

Bo Julo jest moim najcudniejszym przyjacielem, do tańca i do różańca, do pogo i baletu, do schabu i soku z marchewki, na słońce i na deszcz.

Julo bywa uparty jak dwie kozy (po tacie), ciągle biega (po tacie), jest czekoladożercą (po mamie), jest niecierpliwy (po mamie). Jest cudakiem, małym śmiesznym stworkiem.

Zapraszam więc do naszego świata, pokażemy Wam co u nas słychać, co robimy, jak się bawimy, co czytamy, jak czas spędzamy.

DSC047aa69